czwartek, 28 sierpnia 2014

II

   Leah

   Wyszła z baru i nerwowym ruchem rąk odpaliła papierosa. Czując jak dym powoli wypełnia jej płuca, zaczęła się uspokajać. Rozejrzała się po okolicy, oświetlonej jedynie nikłym blaskiem miejskich latarni. Wszędzie pusto, nigdzie żywej duszy. Nic dziwnego, skoro dochodziła trzecia rano. Cowes, które nawet za dnia nie należało do miejsc tętniących życiem, w nocy wyglądało na całkiem wymarłe.
Zaciągnęła się po raz ostatni i rzuciła niedopałek na ziemię, przygniatając go czubkiem buta. Usiadła na krawężniku, zastanawiając się, co dalej. Nie miała dokąd pójść. Do domu? Na samą myśl miała ochotę wybuchnąć głośnym śmiechem.
   Cały jej dobytek stanowił teraz skórzany plecak, którego zawartość z każdym dniem stopniowo kurczyła się coraz bardziej i podarty czarny futerał z gitarą. Ten stary, zarysowany instrument był właściwie jedyną rzeczą, która jeszcze miała dla niej jakieś znaczenie.
   Leah doszła do wniosku, że nie pozostało jej nic innego, jak udać się do Matildy. Odwlekała ten moment jak mogła najdłużej, ale złożenie wizyty zrzędliwej przyjaciółce wydawało się być lepszą opcją, niż spędzenie nocy na zimnym chodniku w centrum miasta. Mogłaby wynająć jakiś mały pokoik w motelu - problem w tym, że skończyły się jej pieniądze. Wiedziała, że w końcu do tego dojdzie, ale do tego czasu uporczywie odganiała od siebie tę ponurą myśl. Zostało jej co prawda parę marnych funtów, ale przecież musiała jeszcze coś jeść.
   Westchnęła ciężko i podniosła się z miejsca. Przerzuciła plecak przez ramię, w drugą rękę chwyciła futerał i żwawym krokiem ruszyła w stronę mieszkania Matildy. Do głowy przychodziły jej setki możliwych upomnień, przytyków i pełnych dezaprobaty spojrzeń, którymi z całą pewnością uraczy ją przyjaciółka. Matilda, chociaż była tylko trzy lata starsza od Leah, posiadała wrodzony dar matkowania, z kolei Leah wprost nie znosiła, gdy ktoś udzielał jej rad lub robił jej jakiekolwiek wyrzuty. Skrzywiła się z niesmakiem, ale wiedziała, że będzie musiała stawić temu czoła. Nie miała innego wyjścia.
   Nie brała pod uwagę faktu, że Matilda zapewne śpi o tej porze i może nie wpuścić jej do mieszkania. W końcu kto normalny składa ludziom wizyty w samym środku nocy? Leah uśmiechnęła się pod nosem. Ona już od dawna nie należała do grona "normalnych" ludzi. Matilda dobrze o tym wiedziała.
   Idąc, Leah rozglądała się wokół i podziwiała uroki nocnego, cichego miasta. Większość rodowitych mieszkańców tej mieściny marzyła o wyrwaniu się z wyspy i wykorzystywała każdą nadażającą się do tego okazję. Ale Leah zawsze lubiła Cowes. Chociaż już parę razy miała możliwość stąd wyjechać, nie potrafiła się na to zdobyć. Zdawała sobie sprawę, że życie w większym mieście mogłoby być znacznie bardziej korzystne - tutaj właściwie nigdy nic się nie działo, ale pociągało ją coś w tym malutkim miasteczku, coś, co nie do końca potrafiła nazwać słowami. Dzisiejszej nocy wydawało się jej szczególnie intrygujące. Woda w rzece, oddzielającej Cowes od jego wschodniej części, szumiała cicho, wiał lekki, orzeźwiający wiatr, a z oświetlonego latarniami miasta bił nieokreślony spokój. Niebo było czarne, niemal bezgwiezdne. Leah mogłaby tylko stać i patrzeć tak przez resztę nocy, ale wiedziała, że nie czas teraz na sentymentalne zrywy podziwu nad pięknem natury. Przyspieszyła kroku i po chwili znalazła się pod drzwiami domu Matildy.
   Policzyła do trzech i nacisnęła dzwonek. Stojąc, czuła, że się trzęsie. Wcześniej nie zwróciła uwagi, że jest aż tak zimno. Co prawda lato się jeszcze nie skończyło, ale noce zawsze bywały tutaj wyjątkowo chłodne. Zadzwoniła jeszcze raz, tym razem dłużej trzymając przycisk. Zero odzewu. No dalej, Tilda, rusz dupę, pomyślała, szczękając zębami. Jak na zawołanie drzwi otworzyły się w tym momencie, a w progu stanęła rozespana i bardzo zdenerwowana Matilda Davis.
   - Co jest, do cholery... - zaczęła wściekle, jednocześnie próbując powstrzymać się przed ziewnięciem, ale gdy dotarło do niej kim jest ten natrętny nocny przybysz, wyraz jej twarzy zmienił się zupełnie. - Leah?!
   - Też się cieszę, że cię widzę, staruszko - Leah uśmiechnęła się pod nosem i wetknęła ręce w kieszenie kurtki. Rzut oka na przyjaciółkę wystarczył, by stwierdzić, że nic się nie zmieniła. Te same kręcone, rude włosy, urocze piegi na czubku smukłego nosa i wielkie, zielone oczy. W sumie czemu miałaby się zmienić, w końcu nie minęło aż tak dużo czasu.
   - Boże... - szepnęła Tilda i nie zważając na swoje bose stopy ani piżamę w baranki wybiegła ze środka i mocno przytuliła dziewczynę. Chwila uniesienia nie trwała jednak długo. - Co ty sobie wyobrażałaś, idiotko?! - zdzieliła ją w ramię, przyglądając się jej ostrym spojrzeniem.
   - Wiedziałam... - mruknęła Leah, wywracając oczami i nawet nie siląc się na jakiekolwiek wyjaśnienia. Nie miało to już teraz żadnego sensu. Matilda po prostu musiała się nagadać.
   - Co się z tobą działo? Gdzie ty się podziewałaś? Wiesz, jak się wszyscy o ciebie martwiliśmy? Twoi rodzice...
   - Proszę cię, tylko nie zaczynaj gadki o moich rodzicach - warknęła Leah, a w jej głosie zabrzmiał ostrzegawczy ton. - Nie mam ochoty tego słuchać.
   Milczały przez chwilę, siłując się na spojrzenia. W końcu Matilda, widząc zacięty wyraz twarzy przyjaciółki, postanowiła dać za wygraną. Wiedziała, że w tej sprawie nie ma sensu kłócić się z Leah, bo w tym temacie zawsze pozostawała nieugięta. Poza tym nie był to czas ani miejsce na pouczające kazania. Oczywiście, nie żeby całkowicie zamierzała z nich zrezygnować.
   - Chodźmy do środka, musisz zamarzać - powiedziała i odwróciła się w stronę drzwi, a Leah bez słowa podążyła w ślad za nią.
   Wewnątrz mieszkania Matildy też nic się nie zmieniło. Leah była tutaj ostatnim razem jakieś sześć miesięcy temu, ale wszystko wyglądało po staremu. Ten sam wąski korytarzyk z obrazami autorstwa Matildy na ścianach, po lewej maleńka kuchnia urządzona w rustykalnym stylu, po prawej prowizoryczny salonik z niebieską kanapą, telewizorem i ogromną sztalugą w kącie pomieszczenia, dalej sypialnia Matildy, a na końcu korytarza łazienka. Leah wydawała się dziwnie uspokojona faktem, że wszystko wyglądało tak, jak za jej ostatniej wizyty.
Matilda zaprowadziła ją do kuchni i posadziła przy stole. Bez słowa włączyła czajnik i wyciągnęła z szafki dwa porcelanowe kubki.
   - Musisz być nieziemsko głodna - stwierdziła, rzucając Leah przelotne spojrzenie i otworzyła lodówkę w poszukiwaniu czegoś, czym mogłaby poczęstować przyjaciółkę.
   Rzeczywiście, Leah była nieziemsko głodna. Do tej pory nie zdawała sobie nawet sprawy, jak bardzo. Ignorowała natrętne burczenie w brzuchu, aż w końcu zupełnie o nim zapomniała. Gdy Matilda postawiła przed nią talerz z przygotowanymi na szybko kanapkami, głód odżył ze zdwojoną mocą.
   - Smacznego - powiedziała Matilda, mieszając łyżeczką zaparzoną herbatę, rozbawiona widokiem pałaszującej przyjaciółki. Jednak im dłużej się jej przyglądała, tym szybciej uśmiech schodził z jej twarzy. Leah wyglądała jak kupka nieszczęścia. Schudła, co biorąc pod uwagę fakt, że zawsze była wyjątkowo szczupła, wcale nie był dobrym znakiem. Była blada, miała podkrążone oczy, a jej niegdyś piękne, długie, kasztanowe włosy były teraz przetłuszczone i zebrane w niedbałego koka na czubku głowy, który wyglądem przypominał kołtun. Miała popękane usta i obskubane paznokcie. Widać było, że też ani trochę nie przywiązuje wagi do swojego ubioru. Nie był to pocieszający widok. Matilda była rozdarta pomiędzy ogarniającym ją współczuciem a wielką chęcią zrugania i przywołania przyjaciółki do porządku. Nie wiedziała, co stało się z dawną zadbaną i roześmianą Leah. Dziewczyna, którą teraz miała przed sobą, w ogóle jej nie przypominała.
   - Nie musisz mi się tak przyglądać, wiem, że wyglądam okropnie - odezwała się Leah, odsuwając od siebie pusty talerz i zaciskając dłonie na gorącym kubku herbaty. - Dzięki, dawno nie jadłam prawdziwego posiłku.
   - Kilka kanapek z serem ciężko nazwać prawdziwym posiłkiem, szczególnie jedząc je o czwartej nad ranem - odparła Matilda, na co Leah pokręciła głową ze zrezygnowaniem. Stara dobra Tilda. - Ale nie ma za co, oczywiście. No, to może teraz powiesz mi co takiego się stało, że zdecydowałaś się wyjść z ukrycia i dać mi znak, że żyjesz?
   Leah postanowiła nie owijać w bawełnę. Była zmęczona, nie spała już drugą noc i nie miała ochoty bawić się w słowne gierki.
   - Skończyły mi się pieniądze. Nie miałam się gdzie zatrzymać.
Matilda nie wyglądała na zaskoczoną.
   - Tak myślałam. Przecież tak po prostu, od siebie, ze względu na wieloletnią przyjaźń, nie mogłabyś dać mi znać, że wszystko z tobą w porządku, a te sześć miesięcy bez jakiekogolwiek kontaktu z twojej strony to naprawdę nic -  żachnęła się, a w jej głosie zabrzmiała oskarżycielska nuta. Matilda nie potrafiła tego zrozumieć i poniekąd czuła się dotknięta faktem, że przyjaciółka nie tylko odcięła się od świata, ale odcięła się również od niej. Dotychczas wiedziały o sobie wszystko.
   - Potrzebowałam tego - bąknęła cicho Leah, wbijając wzrok w blat stołu. Zniosłaby cokolwiek, tylko nie zawód w oczach Matildy. Bądź co bądź, tylko jej zawsze mogła ufać.
   - Właśnie widzę, jak bardzo tego potrzebowałaś. Wyglądasz jak chodząca śmierć - ciągnęła Matilda, ale ton jej głosu nieco złagodniał. Mimo wszystko cieszyła się, że w końcu zobaczyła Leah, może w nienajlepszym stanie, ale była cała. Kamień spadł jej z serca.
   - Czy możemy sobie już na dzisiaj darować i zostawić matczyną pogadankę na jutro? Padam z nóg - Leah ziewnęła przeciągle, czując, że jeszcze chwila, a zaśnie tak jak siedziała.
   - Proszę bardzo, ale nie myśl sobie, że się od tego wywiniesz - Tilda wstała od stołu, zabrała brudne naczynia i włożyła je do zlewu. - Chodź, pościelę ci na kanapie.

   Nazajutrz Leah obudziły jasne promienie słońca wyzierające przez zasłony. Leżała jeszcze przez chwilę, zanim się podniosła - dawno nie było jej tak wygodnie - i dopiero po chwili dotarło do niej, gdzie się znajduje. Leży na kanapie w salonie domu Matildy. Przy okazj zdziwiła się, że jest tu tak cicho. Rzuciła okiem na naścienny zegar w kształcie małpy, który sama kiedyś podarowała Matildzie z okazji wynajęcia własnego mieszkania. Wpół do trzeciej po południu. Spała przez ponad dziesięć godzin. Przynajmniej wreszcie czuła się choć trochę wypoczęta. Podniosła się z kanapy i odruchowo rozejrzała po pokoju w poszukiwaniu swoich rzeczy. Plecak i futerał z gitarą stały oparte o jedną z komód, tak jak je zostawiła. W porządku.
   Poszła do sypialni Matildy, ale w środku było pusto. Tak samo w łazience i kuchni. Nalewając sobie wody do szklanki spostrzegła na blacie małą karteczkę, naskrobaną starannym pismem przyjaciółki.

Jak miło, że wreszcie wstałaś, uciekinierko.
Poszłam do pracy, wrócę wieczorem. Czuj się jak u siebie w domu. I ani mi się waż zwiewać i wykręcać ten sam numer, co ostatnio, bo następnym razem nie będę już dla ciebie taka łaskawa. Ale nie martw się, opieprz i tak cię nie ominie.
Matilda
PS. Sądzę, że przydałby ci się prysznic, skarbie. Świeże ciuchy masz na pralce w łazience. Nie dziękuj.


   Leah mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem. Brakowało jej takiej Matildy. Uszczypliwa, ale kochająca. Przez chwilę żałowała, że nie zdecydowała się wcześniej, by tutaj przyjść. Wiedziała jednak, że nie mogła tego zrobić.
   Wróciła do salonu, podniosła z podłogi swój plecak i poszła do łazienki. W jednym Matilda miała rację. Naprawdę przydałby się jej prysznic. Nie pamiętała, kiedy ostatnio brała prawdziwą kąpiel. Podmywanie się w knajpianych kiblach czy zlewanie się lodowatą wodą w obskurnych i często zepsutych motelowych toaletach nie zaliczało się do tej kategorii. Rozebrała się i weszła pod prysznic. Odprężyła się, czując, jak ciepła woda obmywa jej ciało. Miała ochotę postać dłużej pod przyjemnym strumieniem wody, ale głód znowu dał jej o sobie znać. Niechętnie wyszła z kabiny i pospiesznie wytarła się ręcznikiem, nie chcąc tracić uzyskanego ciepła. Ubrała się w ciuchy, które zostawiła dla niej Matilda - zwykłe dżinsy i czarny podkoszulek. Ze zdziwieniem stwierdziła, że są one na nią nieco za duże - jak dotąd z Matildą nosiły ten sam rozmiar i za dawnych czasów często wymieniały się ubraniami. Wzruszyła ramionami, nie chcąc zaprzątać sobie tym głowy. Delikatnie rozczesała jeszcze wilgotne włosy i spojrzała w lustro. Wyglądała nieco lepiej, ale dalej niezbyt zdrowo. Ciemne obwódki pod oczami nie zniknęły, w oczach nie jaśniał już dawny blask. Schudła także na twarzy, co podkreślały mocniej widoczne teraz kości policzkowe. Próbowała się uśmiechnąć, ale wyszedł jej tylko dziwny, trudny do określenia grymas. Przeciągle zaburczało jej w brzuchu, jakby obrażony żołądek próbował przypomnieć jej o swoim istnieniu. Pora na śniadanie. Chociaż w tym wypadku może już obiad.
   Zanim wyszła z łazienki, opróżniła swój plecak z brudnych ubrań i bielizny, i wrzuciła wszystko do pralki. Doszła do wniosku, że Matilda z pewnością się nie obrazi, jeśli pozwoli sobie zrobić małe pranie. Pewnie sama uważała, że by jej się to przydało.
   Zanim zdążyła zrobić parę kroków w stronę kuchni, usłyszała przekręcany kluczyk w drzwiach wejściowych. Zaskoczona, stanęła w pół drogi. Matilda napisała, że wróci dopiero wieczorem. Było dwadzieścia po czwartej.
   Po chwili drzwi otworzyły się na oścież i zdezorientowana Leah stanęła oko w oko z nieznanym sobie mężczyzną. Nie wyglądał na włamywacza. Zresztą miał własne klucze, co z góry eliminowało tę opcję.
   Leah była stuprocentowo pewna, że widzi go po nas pierwszy. Był to wysoki, dobrze zbudowany blondyn z lekkim zarostem. W rękach trzymał dwie wypchane po brzegi torby z zakupami. Wyglądał na równie zdezorientowanego co ona. Przystanął w otwartych drzwiach, przyglądając jej się ze zdziwieniem. Miał jasne, błękitne oczy, schowane za oprawkami brązowych, cętkowanych okularów. Wyglądał przyjaźnie, ale to nie zmieniało faktu, że był kompletnie obcym facetem, wchodzącym sobie jak gdyby nigdy nic do mieszkania Matildy w środku południa.
   Cisza zaczynała się przeciągać, wymiana ich spojrzeń robiła się coraz bardziej niezręczna, ale Leah nie miała pojęcia, co powiedzieć. A takie momenty należały do wyjątkowo rzadkich. Założyła ręce na piersi i w milczeniu nie spuszczała wzroku z nieznajomego gościa.
Ten w końcu odchrząknął, sam przeczuwając, że przecież nie mogą tak stać w nieskończoność.
   - Ee... Mogę wiedzieć, kim jesteś? - zapytał, jednocześnie błądząc wzrokiem po mieszkaniu, nie wiedząc chyba, co ma ze sobą zrobić.
   - W sumie mogłabym zadać ci to samo pytanie - odparła Leah, odzyskując zimną krew. Wiedziała, że muszą wyglądać teraz jak dwoje idiotów, stojąc tak na środku korytarza i mierząc się nieufnymi spojrzeniami - on obładowany siatkami, a ona z mokrymi jeszcze od kąpieli włosami. Zachciało jej się śmiać, ale wiedziała, że wybuch śmiechu w takim momencie mógłby tylko utwierdzić go w przekonaniu, że ma do czynienia ze zniezrównoważoną psychicznie wariatką. Ale od kiedy to obchodziło ją to, co inni sobie o niej pomyślą?
   - No dobrze, już dobrze... Jestem Alexander Wright, chło... przyjaciel Matildy - przedstawił się szybko i wyczekująco spojrzał na Leah. - Twoja kolej.
   - Leah Marshall. Przyjaciółka Matildy - odparła, dalej nie ruszając się z miejsca. Przyjaciel, taa?
   - W takim razie miło mi cię poznać, Leah - gdy ta dalej milczała, niestrwożenie ciągnął dalej: - Matilda nie wspominała mi, że będzie miała gościa. Umawialiśmy się wczoraj, że kupię na mieście chińszczyznę i przyjdę, zanim skończy pracę, żeby wcześniej przygotować kolację i nakryć do stołu, ale nie spodziewałem się, że kogoś tutaj zastanę. Wybacz, jeżeli cię przestraszyłem. Sam byłem lekko zaskoczony.
   Facet był tak przesadnie uprzejmy, że Leah powoli zaczynało zbierać się na wymioty. Nie przepadała za takimi typami. Uważała ich za zwykłych nudziarzy i lizusów pozbawionych wyobraźni. Ale mogła się spodziewać, że Matilda właśnie z kimś takim skończy. Ale przynajmniej był przystojny, temu akurat nie mogła zaprzeczyć.
   - Nic się nie stało, Alexander - wymówiła jego imię, przedrzeźniając sposób, w jaki sam je wymawiał, ale biedak chyba nie zdołał się zorientować. Patrzył na nią z szerokim uśmiechem na twarzy i przyjaznym spojrzeniem. Wywróciła oczami. No to będzie jazda. - Mnie Matilda też nie raczyła uprzedzić o twoim przybyciu, ba, a nawet o twoim istnieniu. Ale chyba oboje nie możemy jej o to winić, bo zwaliłam się jej na głowę wczoraj w samym środku nocy. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko mojej obecności - dodała, jakby to miało dla niej jakieś znaczenie. W rzeczywistości zdanie blondwłosego okularnika nic a nic jej nie obchodziło. Ale obiecała sobie, że będzie grzeczna. Poniękad jest to winna Matildzie.
   Uśmiech Alexandra poszerzył się jeszcze bardziej, o ile to w ogóle było możliwe.
   - Oczywiście, żaden problem! - powiedział ze śmiechem, zamykając za sobą ciągle otwarte od wcześniejszego incydentu drzwi. - Dobrze, że kupiłem więcej jedzenia, powinno starczyć dla nas wszystkich. Musiałem coś przeczuwać! - rozluźniony ruszył z zakupami w stronę kuchni, jakby zupełnie zapominając o sytuacji, która miała miejsce przed chwilą, a Leah była jego starą znajomą.
   - Taa, jasne - Leah westchnęła z rezygnacją i poszła za nim. Miała wielką ochotę pobiec do salonu, chwycić plecak i swoją gitarę i po prostu wyjść, ale wiedziała, że Tilda nigdy by jej tego nie wybaczyła. Przecież mogła ją wykopać zeszłej nocy i powiedzieć, żeby radziła sobie sama. Leah wcale by się wtedy nie zdziwiła. Ale nie zrobiła tego. Gdyby Leah po prostu teraz wyszła, mogłaby stracić przyjaciółkę już na zawsze.
   Usiadła na jednym z krzeseł przy stole i śledziła wzrokiem ruchy blondyna. Wypakowywał z toreb zakupione jedzenie i opakowania z chińszczyzną, z których dolatywał kuszący, pikantny zapach. Leah znowu poczuła się potwornie głodna.
   - Jesteś głodna? - zapytał Alexander, patrząc na nią znad okularów, jakby czytał jej w myślach. Leah zagryzła zęby.
   - Tak jakby - przyznała, wiedziała, że nie ma sensu go okłamywać. Koleś świdrował ją tymi swoimi przejrzyście niebieskimi oczami, jakby przewiercał jej duszę na wylot.
   - Od razu widać - odparł, potakująco kiwając głową. - Jeśli chcesz, możesz zjeść swoją porcję już teraz, Tilda na pewno nie będzie miała nic przeciwko.
   Boże przenajświętszy, zlituj się nade mną, pomyślała Leah, starając się powstrzymać mimowolny odruch wywracania oczami, który nachodził ją za każdym razem, gdy tylko okularnik otwierał usta.
   - Nie, dzięki, poczekam. Na razie zadowolę się jabłkiem - powiedziała, chwytając leżący przed nią w misce owoc, starając się nadać swojemu głosowi neutralny ton. Tak naprawdę miała wielką ochotę wstać i wgnieść twarz blondyna w jedno z tych jego pudełek z chińszczyzną. Nie miała pojęcia, dlaczego wywołuje on w niej tyle negatywnych emocji. W końcu nie robił nic złego, po prostu był miły. Chyba zbyt długo nie przebywała pośród innych ludzi i takie teraz były tego skutki.
   - Jak chcesz - wzruszył ramionami, posyłając jej kolejny promienny uśmiech. Gdyby się nie odzywał, byłby naprawdę przystojny, pomyślała Leah. Ale ta jego durna paplanina psuje całe dobre wrażenie.
   - Mogę wiedzieć, co cię tu sprowadza? - zapytał Alexander, przy okazji nakrywając do stołu. Leah nie kwapiła się, by mu w tym pomóc.
   - Po prostu odwiedziny u starej przyjaciółki - odparła, nie siląc się na dłuższe wyjaśnienia. Nie musiała się przed nim z niczego tłumaczyć.
  - W środku nocy? - posłał jej pytające spojrzenie.
  - Tak, w środku nocy - powiedziała, dobitnie cedząc każde słowo. Chyba złapał aluzję, bo więcej nie poruszał tego tematu. Może jednak nie był tak głupi, za jakiego go miała.
   Dochodziła szósta wieczór, wszystko było już przygotowane na powrót Matildy, ale ta nadal nie nadchodziła. Alexander zostawił jedzenie w pudełkach na blacie obok lodówki - i tak było już zimne, więc stwierdził, że najwyżej później się je podgrzeje. Leah dosłownie skręcało z głodu, ale nie zamierzała się odzywać. Skoro potrafiła przetrwać samotnie tyle czasu bez jedzenia, parę godzin nie powinno stanowić dla niej większej trudności.
   Czekając na Matildę, poszli do salonu. Leah zajęła kanapę, Alexander rozsiadł się w fotelu. Milczeli przez chwilę, oboje jakby instynktownie wyczuwając, że rozmowa i tak nie będzie się kleić, aż w końcu wzrok Alexandra przykuł futerał z gitarą, oparty niezmiennie od wczorajszej nocy o ścianę przy komodzie.
   - Grasz? - rzucił Leah pytające spojrzenie i pociągnął łyk świeżo wyciśniętego soku pomarańczowego ze szklanki, którą trzymał w ręce.
   - Tak - odparła zdawkowo, i jakby uprzedzając jego następne pytanie, dodała: - Ale tylko dla siebie.
   Alexander pokiwał głową, nie pytając o nic więcej - chyba zdążył już nieco poznać naturę dziewczyny i nie zamierzał zaprzyjaźniać się z nią na siłę, skoro sama tego nie chciała. Leah odpowiadał taki układ.
   W tym samym momencie do mieszkania wróciła Matilda. Oboje skoczyli na równe nogi, a z ust Leah omal nie wyrwało się westchnienie ulgi.
   - Cześć, ucieki... - zaczęła Tilda, początkowo nie zauważając stojącego dalej blondyna. - Alex? A co ty tutaj robisz?
   - Przecież umawialiśmy się wczoraj, że zjemy razem kolację - powiedział Alexander, a jego twarz na widok Matildy od razu rozjaśnił ten firmowy szeroki uśmiech. - Wszystko jest już gotowe. - Podszedł i objął rudowłosą w ciepłym uścisku.
   - Kurczę, przepraszam cię Alex, zupełnie zapomniałam! - tłumaczyła, aż przestali się przytulać, co dla siedzącej z powrotem na kanapie Leah trwało całą wieczność. Kurczę?, pomyślała z niedowierzaniem. Matilda i "kurczę"?
- Widzę, że poznałeś już Leah. Przynajmniej zapoznawanie was ze sobą mam już z głowy - zaśmiała się, na co blondyn od razu jej zawtórował.
   Jeszcze chwila, a się porzygam. Szkoda tylko, że jak na razie nie mam czym.   - Chodźmy jeść, Leah dosłownie umiera z głodu - powiedział Alexander, chwytając Matildę za rękę i ciągnąc ją do kuchni. Leah posłała mu mordercze spojrzenie. Najwidoczniej wcześniej pochopnie mu schlebiła. Chyba jednak się nie dogadają.
   - Tak? - Matilda spojrzała pytająco na przyjaciółkę. - Trzeba było na mnie nie czekać. Przecież bym się nie obraziła.
   - To samo jej powiedziałem! - odparł okularnik i znowu pogrążyli się razem z Matildą w salwie wspólnego śmiechu.
   Leah z trudem przełknęła ślinę. W tym momencie miała wielką ochotę cofnąć czas i znów znaleźć się ze swoim plecakiem i gitarą na pogrążonej w nocnych ciemnościach ulicy w centrum cichego, wyludnionego Cowes.

________________________
Rozdział trochę przydługi, możliwe, że nudny, ale jakoś tak wyszło. Gdyby ktoś zechciał zostawić w komentarzach swoją opinię, byłabym bardzo wdzięczna! Parę minut dla ciebie, dla mnie duża dawka motywacji do dalszego pisania :) No i oczywiście miło byłoby wiedzieć, czy ktoś w ogóle czyta te moje wypociny.

Obserwatorzy